wtorek, 12 lipca 2011

Dzień dziesiąty, Okuninka – Chełm, czyli 76 km prawdopodobnie po Polesiu.

Prawdopodobnie, bo z geografii za mocny nie jestem – Wiesław, ten to by wiedział i, o ile czyta, na pewno mi te niuanse wyłoży.
Prawdę mówiąc, dziś spodziewałem się dotrzeć dalej ale to nie Wyścig Pokoju (by Stacho) więc jest Chełm. Próbuję odgrzewać sentymenty, gdyż mając lat 17 i pół (a Polska Ludowa równo 40-ci) przez miesiąc bawiłem to na OHP-ie. To takie pracujące wakacje jeśli ktoś nie wie. No ale nie pamiętam, gdzie ów internat – baza, gdziem zbił umywalkę a ręce próbowały pierwszych chwytów… oczywiście gitarowych. Przez mgłę tylko katedrę na wzgórzu i więcej nic. No, ludzi trochę bardziej, znaczy się dziewczyny z Nowego Dworu Mazowieckiego, Żychlina i Radomia. Oj miał człowiek zdrowie – gdzieś mam jeszcze fotki, jak dwie takie dorodne 16-ki trzymam na rękach…
Ale zanim tu dotarłem musiałem opuścić tę Okuninkę a zrobiłem to trasą 812 prosto na Chełm. Na znaczniku stało 39 km ale coś mi się ta droga nie podobała – ruchliwa i niezgodna z trasą Exotic Poland! Więc za strzałką na Sobibór skręciłem w lewo i dotarłem do byłego obozu. 250 tys. ludzi zagazowanych spalinami (!) w półtora roku. Istnienie obozu zakończyła ucieczka- bunt więźniów, potem wszystko rozebrano a dziś o jego organizacji mówią tylko tablice na trasie. Chociaż brak śladów materialnych nie brakło powodów do zadumy. W Oświęcimiu zginął mój dziadek Józef Nowak...
No i po tych dumaniach jechało się dość kiepsko, chociaż pogoda sprzyjała – pochmurno, bez deszczu czasem z wiatrem, częściej pod. No i atrakcji niewiele – wieża ciśnień w Woli Uhruskiej, zaniedbany pałac w Uhrusku. Nie trafiłem na rekomendowany w Rudzie Opalin dworzec w stylu syberyjskim (?) za to nieoczekiwanie zobaczyłem kościół polsko-katolicki i to na jakim odludziu. Nawet była tabliczka, że msze co tydzień o 8-mej ale nie było kogo dopytać.
Chełm w centrum nawet nieźle się prezentuje ale na peryferiach – takich chaszczy i tak kiepskich chodników nie widziałem w najbardziej zabitej dechami nadbużańskiej wiosce.
Oczywiście posiłek zapoczątkował pobyt – zapchałem się pizzą na grubym cieście a dopełniłem Perłą no i chyba nici z ujemnego bilansu energetycznego na dziś, zwłaszcza, że znalazłem w sakwie niepasteryzowanego Okocimia… Potem pokręciłem się trochę wchodząc na Górę Chełmską i zajrzałem do katedry oraz do jakiegoś kościoła (pojezuickiego?). Czy to dziś jakie święto, czy po prostu trafiałem na popołudniowe msze?
Za to kwatery oryginalniejszej jeszcze nie miałem. Prawdziwy hotel robotniczy na ulicy Przemysłowej! Słychać odgłosy jakiejś industrii a do niedawna było słychać też trzaskanie drzwiami i rozpuszczone buźki stałych mieszkańców tego przybytku. Jednak zacichli – kapitalizm ma swoje prawa, w socjalizmie piliby do rana a trzeźwieli w robocie.
Mam w pokoju 14-calowy telewizor, kątem oka obejrzałem „Pestkę” – okazała się o miłości. I ta piosenka Grechuty na koniec. Ech…
Po raz pierwszy nastawiłem budzik i postanowiłem opuścić miasto wcześnie, być może wchodząc jeszcze do tutejszych podziemi. O, przypomniałem sobie, że te 27 lat temu mieliśmy taką wycieczkę ale teraz może być ciekawiej, bo podziemia starsze.
Do Gosi z Domegliary – arkanów dodawania komentarzy na blogu i ja nie posiadłem ale proszę śmiało na priv. A za 10 stopni łaskawie odstąpione - dziękuję. ( I za cytat z "Pana Tadeusza" - niedługo już tylko emigracja będzie go znała).


Pokaż Okuninka-Chełm na większej mapie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz