poniedziałek, 11 lipca 2011

Dzień dziewiąty, Kodeń - Okuninka, czyli 65 km bodajże najgorszych dotychczas.

No więc – przechytrzyłem. Miało być bajtowo ale pomny wczorajszych mąk postanowiłem podnieść kierownicę i na tym zeszło z pół godziny. A czy coś dało? Trudno powiedzieć, bo świadomość krótkiego etapu prawdopodobnie podkopała morale i wszystko się sprzysięgło przeciwko. Noga nie podawała, żar, wprawdzie dyskretnie, ale odbierał siły i smażył ręce na czerwoniutko, droga pięła się pod górę a wplecywindu życzonego przez Maćka et consortes z roboty nie doświadczyłem. No i wyruszyłem dość późno z racji uczestnictwa w odsłonięciu obrazu M.B. Kodeńskiej oraz wysłuchania jego historii wygłoszonej przez jednego z Oblatów. Ale dość gorzkich żalów, w każdym bądź razie posuwałem się w zaplanowanym kierunku „zaliczając” zaplanowane miejsca. Pierwszym z nich był prawosławny monastyr św. Onufrego w Jabłecznej. Dość mocno trzeba było zboczyć ale miejsce ciekawe: klasztor z ponad 500-letnią tradycją opartą jednak na legendzie fundacyjnej, że powstał w miejscu, gdzie rybacy wyłowili z Bugu ikonę św. Onufrego. Takich legend w prawosławiu moc!
Faktem jest, że jego członkowie nie przyjęli Unii Brzeskiej (greko- katolicyzmu) jako jedni z nielicznych czym się szczycą podczas oprowadzania i na licznych tablicach na terenie. Tak więc, jak to zwykle bywa, co dla jednych zbawienne – dla drugich ode złego jest.
Kupiłem cegiełkę i wmieszałem się w tłum pokemonów (młodzieży gimnazjalnej) z Wielkopolski. Mnie to, co z lekkim zaśpiewem opowiadał młody braciszek w przybrudzonym odzieniu, ciekawiło -pokemonów ni w ząb. M.in. dowiedziałem się o dodatkowych ramionach w greckich krzyżach – że jest to do przesady dokładne odwzorowanie tamtego Krzyża – a więc dodatkowo tabliczka I.N.R.I i podpórka pod stopy.
Nie czekawszy końca oprowadzania ruszyłem na Sławatycze. Tu spostrzegłem resztki granicznej świetności sprzed kilkunastu lat – nieczynne bary a nawet jeden hotel! Poza tym nic szczególnego aczkolwiek nakupiłem picia za połowę posiadanej gotówki czyli 10 zł. Dalej pomalutku z częstymi przerwami na popijanie dotarłem do Hanny. Tzn. nie zbliżyłem się do niewiasty o tym imieniu ale do gminnej wsi z 18-wieczną drewnianą cerkwią. Chyba zacznę wyważać drzwi, bo co to za oglądanie z wierzchu?!
Potem jeszcze przejeżdżając Różankę oblukałem resztki siedziby Pociejów i dosnułem się do Włodawy. Niby miasto trzech kultur a ja żadnej nie dostrzegłem. Synagogi wcielone do muzeum a muzea w poniedziałki… no właśnie. Cerkiew na cztery spusty zamknięta a kościół otoczony rusztowaniami. Jeszcze bankomat ukryty a knajp na lekarstwo. Wlazłem w końcu do jednej na pięterku i coś tam przekąsiłem i wypiłem to p. pierwsze tego dnia! Potem dociążyłem rumaka zakupami w Biedronce (coś mi apetyt wraca psiakrew) i ścieżką rowerową udałem się nad jezioro Białe, które objechałem prawie całe aby znaleźć błotniste pole namiotowe. Ale w wodzie siedziałem z godzinę i nie wykluczone, że z rana wskoczę. To jest to!
Jutro Chełm i chciałbym maksymalnie zbliżyć się do Zamościa.


Pokaż Kodeń-Okuninka na większej mapie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz