wtorek, 5 lipca 2011

Dzień trzeci, Olecko - Mikaszówka, czyli marne 85 km przeważnie po Podlasiu.

Ło matko, ale leje! A tak pięknie się dzień zaczął: i słońce prawdziwe i Dariusz zadzwonił z powinszowaniem imienin, o których sam zapomniałem... No, niepiękne było może moje zbieranie się, od przebudzenia ponad dwie godziny trwało bo zacząłem celebrować. A to kawę sobie zrobiłem a to do neta zajrzałem i wrzuciłem wczorajsze fotki a to namiot zacząłem zwijać.
Na olecki rynek - ponoć jeden z największych w Europie, ale to samo wyczytałem oraz naocznie sprawdziłem o Czeskich Budziejowicach i Padwie - ledwo zajrzałem. Trudno porównać, bo ten akurat zarośnięty i zabudowany wielkim, nowoczesnym i nieładnym kościołem. A jak ruszyłem na Suwałki to zaraz na pierwszym zjeździe zawadziłem piętą o prawą sakwę a ta sruu... do rowu. Struchlałem, bo w niej było to, na czym teraz piszę! No i szczęście, bo jakby netbook był w lewej i ta akurat by spadła jak nic przejechałby po niej tir, co zaraz nadjechał. Tak więc pakujcie cenne rzeczy do prawej sakwy no i sprawdzajcie czy ona dobrze się trzyma bagażnika!
Do Suwałk wiatry były niezgorsze a i górki mniejsze, niż wczoraj. Dopiero po fakcie wyczytałem, że przemierzałem Mazury Garbate, ci ludzie jak coś wymyślą... W Bakałarzewie zjechałem z drogi za namową drogowskazu o nieodległym schronie. A schron, jak sama nazwa wskazuje schronił się w lesie tak, że tylko mnie muszki pogryzły. Ja tego stawiacza tabliczek jeszcze kiedyś dorwę!
No i od Bakałarzewa do samych Suwałk - tzw. asfalt płytowy, czyli na podbudowie betonowych płyt, których łączenia po czasie zamieniają się w bruzdy rozmaitej szerokości. O, jak pięknie to daje po nadgarstkach! Zatem drugi "myśliciel" z tamtych stron do dorwania...
Suwałki, dotarłem tu kwadrans po południu i ze trzy kwadranse zabawiłem. Głównie zleciało na pożywianiu się bułką z jogurtem - no i to p. puszkowe, co je wczoraj kupiłem tak ciążyło w sakwie, że je wylałem... do gardła. Użyłem przy tym triku, który znałem od dawna z amerykańskich filmów a zrozumiałem z parę lat temu. Cóż w tych Suwałkach zwiedzać? Piszą, że zabudowę klasycystyczną ale cóż jak na tych 19-wiecznych kamieniczkach szyldy banków i ubezpieczalni. Więc po przestudiowaniu planu miasta ruszyłem na Płociczno po drodze mijając kościół ewangelicko-augsburski i dom, w którym urodziła się Konopnicka. Tablica głosi, że obrończyni ludu. Coś nie mogłem sobie sobie tego ludu przypomnieć, więc w myślach wcieliłem doń naszą szkapę i ruszyłem dalej.
O, i tu już było ładnie - lasy, raczej z górki i nawet wplecywind delikatnie zawiewał. Tylko asfalt marny, to się nie dało pospieszyć. W Płocicznie pokręciłem się przy stacji kolejki wąskotorowej, a że nie nadjechała to i wycieczki nie zaliczyłem. Zresztą, czy wzięliby z rowerem? Robiło się późnawo, a kilometry mijały ospale. Może sił nie mam, pomyślałem, i stanąłem na popas w barze U Florka w Mołowistem. Myślałem, że sielawa to jakaś wielka ryba a tu pani przyniosła trzy płoteczki i to z ośćmi! No ale te ości nieszkodliwe a rybka smaczna. Do tego duże p. oczywiście.
Już zacząłem wyliczać ile to do tej Dąbrowy muszę jechać i wychodziło, że dłuuugo. Do tego w Płaskiej (Płasce? pierońskie odmiany nazw) dopadł mnie spory deszcz, który początkowo przeczekiwałem słuchając Basi Stępniak-Wilk (polecam!). Na przeczekanie całkowite nie zanosiło się jednak, więc ruszyłem w mojej żółtej płachcie nucąc "nadchodzi słodka chwila zmian..." I tak nuciłem a czasami darłem japę aż do Mikaszówki. Szyldy zachęcające do noclegu minąłem bez drgnienia powieki, jak na twardziela przystało ale zaraz za zakrętem, gdy okazało się, że wieś się kończy a z mapy wypadało 30 km do następnej , wróciłem i zgodziłem pokój za 30 zł. Czysto, że można z podłogi jeść (spraktykowałem, bo wysypały mi się orzeszki), tylko ludzie jakoś tak nie po naszemu mówią - pewnie po kaszubsku. (Bromski)
To na jutro nie określam kilometrażu, zresztą jakbym tak po stówce leciał - za tydzień wyprawa skończyłaby się. A trzeba mi dalej odjechać...


Pokaż Olecko-Mikaszówka na większej mapie


Olecko - bye, bye.

Bakałarzewo - z daleka nawet niezły widok...

Guzik ci do tego, co piję!

O tu się urodziła Maria K.

Do małych pociągów pociąg mam nawet spory...

Wigry w Bryzglu - i brzmi, i wyglada cudnie.

Śluza, czyli przepust.
Miejsce spoczynku i pisarzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz